piątek, 12 września 2014

Energia

Za mną piękne okolice Łeby. Kto wie czy nie najpiękniejsze na pomorzu jak dla mnie.Kiedyś do Łeby wrócę na pewno. Tymczasem trzeba zostawić surrealny świat ruchomych wydm i wrócić do realności. Jak pisałem 14 września mam prom z Helu do Gdyni. Muszę zdążyć. Oznacza to, że dalszą energię skupię na wędrowaniu nie na fotografowaniu. Pewnie wielu z Was teraz naciśnie "X" i opuści ten dziwny blog. Nie mam Wam tego za złe. Dla tych, którzy jednak dalej mnie czytają i czekają na koniec tej opowieści będę chętnie pisał dalej.  Tak to niestety w życiu jest. Rodzimy się jako czyste karty i z określonym poziomem energii życiowej. tę energię możemy pchać w dowolną stronę. większość ludzi skupia energię na wąskim strumieniu rodziny i dzieci i daje im to uczucie spełnieni i szczęścia w życiu. Inni pchają energię w stronę kariery, jeszcze inni w alkohol lub popełnianie przestępstw. Każdy ma wolną wolę. Każdy dysponuje energią wg własnych doświadczeń życiowych i swoich predyspozycji. Im bardziej kumulujemy energię na konkretnym celu tym lepsze rezultaty osiągamy ale tylko i wyłącznie  danym wąskim odcinku życia.  Im bardziej rozpraszamy naszą energię bez celu tym mniej osiągniemy. Mamy określoną ilość energii. I  tutaj dopiero zaczyna się wyższa filozofia. Jak najlepiej spożytkować dany nam czas i daną nam pulę energii ??? Tutaj już "za krótki" jestem. Nie podejmę się odpowiedzi na to pytanie. Tutaj trzeba prawdziwego filozofa :-)  W każdym razie zasada energii jest uniwersalna i obejmuje wszelkie dziedziny naszego życia. moją wyprawę również :-) Od 2 dni naginam po 30 km dziennie, żeby zdążyć na ten głupi prom. Całą energia w napęd idzie. Szczerze ?? Mam dość. Dwa dni naginania po 8-9 godzin. W deszczu. Ech. Znów wszystko mokre, wilgotne, ciężkie. A ja znów przeszedłem z plastrów na bandaże. Czuję też przeciążenie stawów i ścięgien. Co ciekawe mięśnie nie bolą wcale. Ale achillesy i kolana oraz obręcz barkowa do wymiany. Do tego ciągle siąpi deszcz. Ech. Wyprałem sobie piaskowe spodnie, bo ju  były takie usyfione, że hej. k myślę. Wyschną se. Ups. Nie wyschły. spodnie na pół mokre w reklamówkę, w plecak i w drogę bo czas nagli tak ?? No ale pada. Rano tak padało, że zastanawiałem się czy w ogóle wychodzić. no ale potem trochę zelżało. to poszedłem. Dochodzę do plaży ubrany jak ruski partyzant

   
Mam zalożone drugie spodnie.   Bo przecież to tylko już mżawka. więc wytrzymają. A na  górę wrzuciłem kurtkę goreteksową niemieckiej bundeswehry w maskowaniu flecktarn. Genialna sprawa. Idę plażą. Góra trzyma. Deszcz niewidocznie ale siąpi i siąpi. Jestem happy :-) Do momentu gdy po około 2 godzinach marszu dociera do mnie informacja zwrotna  linii spodnie-mozg, że oto spodnie mam całkiem mokre. Jestem kufa w dupie!!! Mam obie pary spodni mokre i czuję jak zaczynają od tej wilgoci obcierać mi te mokre szmaty wewnętrzne części ud. Za  chwilę dalszy marsz stanie się niemożliwy a ja będę całkiem zatarty na dole. co robić ????  Zmiana koncepcji, adaptacja, reorganizacja. Schodzę z plaży. Grzebię w plecaku co by tu wymyślić. I oto w pełni mojego geniuszu nagle odkrywam w plecaku drogocenny  artefakt!!!!



Oto są!!! Zapomniane przeze mnie spodnie do kompletu goreteksowego kupionego za śmieszne pieniądze w demobilu niemieckim. Dostaję katharsis. Kolejny już raz na tej wyprawie. Spodnie są : leciutkie, oddychające. Nie przepuszczają deszczu do środka. Uda suche. Materiał wewnętrzny spodni śliski więc nic nie obciera. Od tej pory stają się to moje podstawowe spodnie na wyprawach. gorąco polecam niemieckie goreteksy Bundeswehry. Fakt, że ludzie patrzą na mnie jakbym z Ukrainy uciekł. Ale mam to gdzieś :-)
Na koniec dnia docieram do Jastrzębiej Góry. Wiecie co ??? To na prawdę góra jest :-)) Czuję klimat górskiej miejscowości normalnie :-) W barze "Pod sosną" mnie zamurowało. zamawiam rybkę z piwkiem. Piwko dostaję do ręki. A za chwilę pani przynosi to :


A wiecie do to jest ????? To jest osioł czy kura ????? To jest...rosół !!! Tak tak. Prawdziwy domowy słonawy pyszny  gorący rosół. Się okazuje był w zestawie z tym :


Nigdy o tym nie myślałem. Ale za na prawdę godziwą cenę najadłem się jak nie wiem. Fajne połączenie taki gorący rosół z rybką. Gorąco polecam ten bar :-) Kurcze teraz to docenię dopiero domowe zjedzonko :-) Koniecznie ale to koniecznie muszę opanować mistrzowsko sztukę robienia rosołu po powrocie do domu :-)

Ech. Jest już ciemno. siedzę w pokoju i pisze blog. Wiecie co ?? Nie dam rady zrobić tego maratonu. Nogi, bandaże, achillesy. A dziś 8h szedłem 30 km. Czyli ile bym musiał iść jutro ?? nie nie. Rozsądek ponad marzenia. I prawdę mówiąc ostatnie 2 km przeszedłem dziś asfaltem. nie dawałem już rady po piasku :-( Albo ja stary jestem albo taki cienki. Pewnie i to i to :-)) W każdym razie jutro idę 30 km do Jastarni. tam ostatni nocleg. I 14 września dochodzę na Hel i prosto w prom wsiadam. Jak zwykle życie całkiem inaczej napisało scenariusz niż sobie planowałem. Może jeszcze jutro coś skrobnę tutaj. A jak nie to dopiero po powrocie do chaty :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz