środa, 10 września 2014

Jesteśmy chwilą, której szukamy


Łeba.

Dotarłem do Łeby. Okazało się, że nogi trochę odmówiły posłuszeństwa. Z plastrów musiałem przejść na bandaże. A to nie rokowało dobrze. Musiałem więc dać sobie chwilę wytchnienia. Jak to mówią "odpoczynek też jest bronią". Zatrzymałem się w Łebie na 5 dni. Z kilku względów. Odpoczynek to raz. A dwa, że  tutaj, w Łebie właśnie jest główny punkt programu. Ruchome wydmy i pełnia księżyca. 10 km od Łeby na terenie Słowińskiego parku krajobrazowego. 


Park zrobił na mnie mieszane uczucie. Z jednej strony piękne miejsce. Wydmy to odrealniony świat jak z Marsa. Genialne miejsce. Człowiek się poczuł jak na pustyni. Na prawdę. Natomiast, żeby dojść parkiem do tych wydm to trzeba tak :
-kupić bilet na wejściu a potem i tak płacić za wszystko. Chcesz wejść do muzeum? Płać. Chcesz wejść do wyrzutni rakiet V 2 ?? Płać, Chcesz popłynąć statkiem ?? Płać! Chcesz.....całe szczęście kible za darmo.
-przeciskać się przez tłum ludzi. Park jest strasznie hmm...sterylny przez co staje się aż nienaturalny. Owszem lasy piękne wysprzątane, drzewka wszystkie ładne, selekcjonowane, równo rosnące. Wszystkie drogi jasno określone. Takie korytarze. Punkty postoju wyznaczone. Kible wyznaczone. Pełno tabliczek tu nie wolno, tam nie wolno. W zasadzie tylko 1 droga przez park łącząca szlak zielony i czerwony i innej drogi nie ma. No kawałeczek szlaku czarnego. Słowem...klaustrofobiczny ten park. Choć przyroda piękna. Ale to chyba sami ludzie wymusili taką procedurę. Przyrodę trzeba chronić. Jak turyści nie mają do niej szacunku to się nie dzieję, że wszystko zabronione na terenie parku, i że nigdzie nie można.
-walczyć o przetrwanie na jedynej drodze do wydm z elektrycznymi pojazdami typu "meleks" przewożących Niemców, oraz z rowerami. bo w sumie nikt tam na piechotę nie chodzi. Wszyscy dziwnie się patrzyli  na mnie z pokładów tych wózków. Jakiś jeden oszołom idący z plecakiem. Kierowcy patrzyli ze złością - co???? nie chcesz nam dać zarobić sknero co ?? A Niemcy z politowaniem. biedak!! Musi na piechotę! Pewnie na Meleksa nie ma :-(  Nikt z nich nie rozumiał, że chodzi o to by cieszyć się lasem i przyrodą  oraz skupić się na fotografii to nie da się szybko i z pokładu Meleksa. Trzeba stać się chwilą, jakiej szukacie. Dopiero wtedy  zdjęcia stają się lepsze a może nawet wyjątkowe. Oddają nie tylko zero-jedynkowy obraz miejsca zapisany w postaci cyfrowego pliku RAW na matrycy aparatu. Oddaje nas samych. Często znajomi pytają mnie czemu mam tak mało swoich zdjęć. Mam ich setki. A raczej tysiące. Na każdym zdjęciu, które robię jestem obecny. tylko, że po drugiej stronie obiektywu. Ale jestem na nim. Patrząc potem po latach na zdjęcie gdzieś zrobione w górach czy nad rzeką od razu przypomina mi się to miejsce i klimat jaki towarzyszył jego zrobieniu. Nie muszę do tego widzieć swojej twarzy na zdjęciu. Tak więc jeśli już robię jakieś "selfie" z podróży to mają one jedynie wartość dokumentalna a na pewno nie artystyczną  i nawet nie zamierzam przepraszać za ich jakość techniczną. bo portrety to na pewno nie są i daleko daleko im do magii fotografii portretowej. Szkoda mi czasu na fotografowanie siebie. Wiem przecież jak wyglądam. nie wiem za to jak wygląda świat. Po co przesłaniać go własną osobą ? Tło kryje zazwyczaj coś o wiele bardziej ciekawego niż moja postać. Ale proszę. dla wszystkich chętnych oto moje selfie :


W każdym razie w poszukiwaniu chwili, która jestem straciłem 5 dni. Byłem na wydmach 3 razy. Ważne jest w fotografii krajobrazowej, żeby wracać w dane miejsce, poznawać je, obcować z nim. Dopiero bowiem po pewnym czasie, po obejrzeniu zdjęć zrobionych dnia dzisiejszego w zaciszu domowym widzimy co można poprawić, gdzie są fajne miejsca i ujęcia. Jak się rozkłada światło ?? Jakiego obiektywu lepiej użyć itd. Mi strasznie doskwiera brak ultraszerokiego kąta. Mam lustrzankę APSC. Taka sigma 8-16 mm by mi dała super środek wyrazu. Np do tego zdjęcia :


Ostatecznie zdjęcia główne odbyły się dokładnie 9 września w pełnię księżyca. Zdjęcia są w opracowaniu dopiero potem je opublikuję. Proszę o cierpliwość. Na chwilę obecną prezentuję w tym wpisie tylko kilka zdjęć jako "zajawki". Oczywiście złośliwa natura dała o sobie znać. Przez 2 próbne wyprawy na wydmy były piękne słoneczne wieczory i bezchmurne noce. Za to nie było czystej pełni. Za to, w pełnię morze oszalało. Chmury 50/50 % nieba. Potężny wiatr na wydmach. Mam okulary specjalne pustynne. ale po co je brać na zdjęcia główne pełni, skoro tyle dni był spokój z pogoda? A właśnie po to !!! Zasypało mnie na tych wydmach całego. Uszczelniona lustrzanka to błogosławieństwo jest. I obiektywy też. Zresztą zetknąłem się z najbardziej niszczącym żywiołem dla wszelkiego sprzętu. Piaskiem morskim. Wciska się wszędzie. Dosłownie wszędzie!!! Zwłaszcza w sprzęt foto. Cały dzień po zdjęciach czyściłem sprzęt z piasku a matryca do czyszczenia. I teraz zabierz na taki wypad aparat na 12 tyś i obiektywy za 20 tyś !!! No chyba, że Ci sponsoruje National Geographic. Zastanawiałem się często czy do fotografii krajobrazowej stosować pełną klatkę z super przejściami tonalnymi i z prawdziwymi szerokimi kątami. Ale chyba jednak nie. Duże aparaty, Duże obiektywy. Drogie toto w diabły. A dla potrzeb publikacji w internecie mało kto zobaczy, że to FF a nie apsc. Zresztą Pentax wydaje się stworzony do "outdooru". Mały, lekki, solidny. Z genialnym zakresem dynamicznym 14,1 EV. Z AF działającym przy -3 EV. Z uszczelnionymi obiektywami. Ech. może zakupię w końcu takiego Pentaxa K5 IIs z obiektywem 60-250mm. to dopiero byłby zestaw. No i szumy w zasadzie porównywalne z  pełnoklatkowcami typu Canon 5D mark III. a wszystko to za połowę ceny sprzętu FF. A!!! Stabilizacja w korpusie! Piękna sprawa. Hmm. Jedyne czym Canon przeważa to kolory. Bardzo ważna sprawa. Ale czy dla amatora warta wydania kilkunastu tysięcy na sprzęt ??? rozmarzyłem się. Ale wracając do Łeby  i podróży......
Chyba czuję jakiś kryzys. nie wiem. Zrobiłem zdjęcia główne. Punkt kulminacyjny wyprawy zaliczony. Zostało mi około 120-140 km do przejścia na odcinku Łeba - Hel. Chyba myślę już o powrocie. Zresztą tutaj w Łebie po raz drugi poczułem, że to już koniec lata. Ulice są w zasadzie puste. Aż nierealne takie. Człowiek przyzwyczajony do tego, że na morzem pełno ludzi. A tutaj ??? Łeba żegna mnie pustymi ulicami, zapachem drewna palonego w kominach, mgłą i chłodnymi wieczorami od godziny 20.00 już ciemno.

  

Czas chyba w drogę. Okazuje się, że dobrze rozmawiać z ludźmi. Oficjalnie prom z Helu do Gdyni kursuje do końca Września. Ale ale....zadzwoniłem do kapitanatu portu Gdynia żeby potwierdzić. Okazuje się, że kursuje to fakt. ale tylko jak są zamówienia na prom. Inaczej nie puszczają promu na Hel. Prom realnie płynie na Hel we Wrześniu tylko kilka razy. Najbliższy 14 września. A potem po 20 września. Tak więc muszę zdążyć na ten 14. Teraz to już nie będzie raczej fotografii. skupię się na dojściu do celu. Dziś, za chwilę, jak tylko tutaj skończę pisać ruszam do Białogóry. a następnego dnia do Jastrzębiej Góry. I tam będzie mały smaczek wyprawy. Otóż z Jastrzębiej Góry, żeby wyrobić się na 14 września na Hel to muszę w jednym odcinku i w jednym dniu przejść dokładnie 42,5 km i 13 wieczorem być na Helu. tym sposobem jednak przejdę swój pierwszy maraton :-) Miał być ultra maraton. 100 km. Okazało się to nierealne. Będzie zwykły maraton :-) Też pięknie :-) No dobra. czas pakować rzeczy i w drogę :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz