wtorek, 2 września 2014

I'm singing in the rain


Międzyzdroje - Dziwnówek

                    Po 2 dniach ulewy spakowałem mandżur i wyruszyłem w trasę. Niby namiot niby spoko ale efekt dwudniowej ulewy na polu namiotowym był taki, że wszystko miałem mokre i wilgotne. Łącznie z plecakiem i wszystkim w środku :-( Plecak od razu na starcie stał się cięższy o kilka kg. Czyli już mam 35 kg na grzbiecie. Zanim się pozbierałem to już było bardzo jasno. Wiecie unikam tutaj zegarka. Wyłączyłem godzinę w telefonie i aparacie. Brak wyznaczników czasowych zwiększa u mnie o wiele poczucie takiej hmm..radosnej lewitacji życiowej. Hehehe wiecie ...bliżej odmiennych stanów umysłu :-)) Nie zawieszony w żadnych ramach czasu i przestrzeni. Zdany na siebie, odcięty od tv, radia, telefonów, cały dzień i noc sam. Duże zmęczenie i walka ze sobą. To na prawdę sprawia, że człowiek odczuwa swojego rodzaju katharsis.
Myślę, że powyższe zdjęcie dobrze oddaje co czuję w trakcie podróży. Dominuje w nim minimalizm i pustka, ale wszystko tutaj ma sens i miejsce. Nie ma przypadkowości. To co czułem tworząc tę fotografię to spokój, czystość, harmonia. Czy choć trochę zbliżyłem się swoimi myślami do tego co opisywał twórca Aikido Morihei Ueshiba  ??  cyt: "W aikido nie ma formy ani stylu. Ruch aikido to ruch przyrody – wraz z tajemnicą jej nieskończoności"

Ok. Ale w drogę. Pogoda jaka była taka była....deszczowa :-( Szybko więc zrobiłem kilka zdjęć ;


Kutry w Międzyzdrojach. W tle Klif Gosań


Mewa jak mewa. Sobie siedzi :-)


Oficjalne wejście na klif Gosań
Hehe :-) Z tym moim całym mandżurem ???? Chyba żartujecie :-)) No Way!!! Idę dalej :-)


Głazy Piastowskie
To jak dotąd najfajniejsze zdjęcie z tej wyprawy. Poświęciłem 1,5 h żeby je zrobić.
Ech. fotografia krajobrazowa nijak nie idzie w parze z pośpiechem :-(
Na chwilę obecną to pierwszy kandydat na fotograficznego króla tego wyjazdu :-)
Acha. Czy nie sądzicie, że to zdjęcie jest bliskie klimatem do niektórych dzieł Zdzisława Beksińskiego ??
Nie ukrywam, że trochę się nim inspirowałem robiąc tą fotografię :-)


         Marsz na odcinku Międzyzdroje - Dziwnówek to około 30 km. Z tym, że w deszczu. Z tym, że w zapadającym się piasku. Z tym, że z plecakiem 32-35 kg. Z tym, że pod wiatr. I tak oto trasę, którą mr.Google wyliczył mi na 5h pokonałem w .... 12h. O kufa!!!! W szoku jestem!! Jak to ??? 30km to ja chodzę z kijkami w 4h 30 min !!! Skąd te 12h??? Ech. no właśnie. Całkiem inne warunki terenowe. Nie przyzwyczajenie do takich obciażeń. No i pogoda pod wiatr. Do tego próba robienia zdjęć. Nie lubię tak robić zdjęć.  Wręcz nienawidzę!!!! Szybko szybko szybko!!! bo trzeba iść :-(.A tak w ogóle to żyć szybko też nie lubię. Co do zdjęć to dla normalnego człowieka fotki z podróży to detal. Tu foteczka, tam foteczka  Ale nie dla takiego fotooszołoma jak ja. W sumie żebym wybrał 5 zdjęć do dzisiejszego wpisu to zrobiłem ich 72 w 2h. Przy czym to z Głazami piastowskimi gdzie używałem filtrów Cokina zajęło mi 1,5h. A reszta tak raczej na sztukę i dla zabawy i dla udokumentowania swojej obecności w tym miejscu. wolę dokumentować swoją obecność w naturze przez zdjęcia niż przez np wyrzucanie śmieci lub przez wyrycie nożem na drzewie napisu "SID. TU BYŁEM".
           Ogólnie było za dużo ludzi jak dla mnie. Niby wrzesień i jest i tak malutko ludzi. Ale jednak są i mnie drażnią. Choć nie powiem. W trakcie marszu plażą widząc takiego dziwnego ktosia jak ja z wielkim plecakiem dużo osób zaczepia i pyta co ty tu robisz ??? A raczej : Was machstu den da ?? Na co odpowiadałem : Ich ? Ich wandern. Ich mochte ganz monat wandern nach Krynica Morska. es ist cirka 500 km, und ws machen sie hier ? Urlaub in Polen ??? hehe. Wiecie co ? Po pierwsze to obecnie tutaj 90% to Niemcy. 5% Czesi. 5% Polacy. Staram się rozmawiać z ludźmi. Otwierać się na nich i poznawać świat przez te rozmowy. Ich świat i świat dookoła mnie. Zauważyłem bowiem, że przez charakter mojej pracy stałem się bardzo zamkniętym człowiekiem. Sztywnym. Żeby nie powiedzieć zeschizowanym. Z początku dużo czasu zajęło mi zejście z piedestału i przełamanie się by być otwartym na ludzi i ich historie oraz ich życie. Na nowo odkryłem dzięki tej wyprawie, że otwartość rodzi otwartość. Co dajemy to dostajemy. 
               Niestety o otwartości zapomniałem w Dziwnowie. Ostatnia fotka przy zejściu z plaży dała mi odrobinę nadziei. Słońce. w końcu je zobaczyłem.



Wraz z pierwszym zachodem słońca zgasła też otwartość. Gdy schodziłem z plaży była już 20.00 około. Zanim wszedłem do Dziwnowa było już ciemno. Dziwnów żyje teraz wieczorem bardziej niż Zielona Góra. Wchodząc na teren miasteczka od razu zrozumiałem co tu się święci. Kolorowe światła, dyskoteka, krzyki pijanej młodzieży słychać było jeszcze przed Dziwnowem. Wchodząc do miasteczka napotkałem na objazd i remont. Wobec czego 3 km ekstra przez środek miasta. Koło piep.....ej dyskoteki. Aż bałem się wyciągać aparat. Wzrok wyrobiony w pracy dokładnie wiedział, w które miejsca patrzeć. Czułem na sobie złe spojrzenia. Widziałem wrogie cienie w zakamarkach. Musiałem ucinać rozmowy zaczepiany przez pijanych tubylców. No niestety. Wyjechany byłem na maxa. Do tego zero mobilności przez ten głupi plecak. Nieznajomość terenu. Oczywiście brak jakiegokolwiek patrolu policji. Normalka. Szczerze?? Autentycznie miałem lęka. Ofiara idealna. Cała wiktymologia przewinęła mi się przed oczami w 1 sekundzie. Tylko podbiec dać w palnik od tyłu i wszystko. Plecak i zapewne kasa, którą musi mieć przy sobie turysta są nasze. Na szczęście nie popełniłem znaczących błędów. Nie zwracałem uwagi, a kasy nie miałem za dużo i rozłożoną w różnych miejscach. W każdym razie wolę chyba las i dziki niż taką ludzką dżunglę. 

Ok. Dotarłem do Dziwnówka. Byłem tak wyjechany, że ostatnie 2 km szedłem od ławki do ławki siadając na deszczu co 200m. Na koniec małe rozczarowanie. Bonus od życia. Mój bank PKO BP mnie oszukał!!! Na ich stronie internetowej jak byk pisze, że w Dziwnówku na ulicy Mickiewicza jest Bankomat. Hihihi :-)) no więc ...nie ma go oczywiście. Musiałem użyć jakiegoś innego i zapłacić prowizję :-) Wynająłem pokój. Dalej nic nie pamiętam. Zasnąłem przewracając się na łóżko. Odcięcie. Koniec dnia.

Te 2 dni przeznaczam na regenerację. Oraz na zmianę strategii wędrowania bo ta, którą sobie założyłem na starcie totalnie się nie sprawdza. Ale o tym w następnym wpisie :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz